Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rtut z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 18890.12 kilometrów w tym 3265.95 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.87 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rtut.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1326.44 km (w terenie 270.00 km; 20.36%)
Czas w ruchu:59:52
Średnia prędkość:22.16 km/h
Maksymalna prędkość:72.12 km/h
Maks. tętno maksymalne:183 (96 %)
Maks. tętno średnie:160 (84 %)
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:88.43 km i 3h 59m
Więcej statystyk
  • DST 56.79km
  • Czas 02:02
  • VAVG 27.93km/h
  • VMAX 48.79km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 183 ( 96%)
  • HRavg 160 ( 84%)
  • Sprzęt CORRATEC Super Bow
  • Aktywność Jazda na rowerze

VI Maraton dookoła jeziora Miedwie

Sobota, 6 sierpnia 2011 · dodano: 12.08.2011 | Komentarze 5

Poniżej oczekiwań tak można podsumować mój występ w tym maratonie. Na pierwszym kilometrze szlify na asfalcie. niestety ale Pan z numerem nie pamiętam jakim zajechał mi drogę a ja zamiast krzyknąć albo jakoś zareagować liczyłem, że go minę bo moja prędkość była w okolicach 45km/h a Pan dużo wolniej jechał. Niestety zahaczyłem jego koszulkę rogiem no i zacząłem szlifować asfalt. Jak się pozbierałem okazało się, że Z tyłu mam do dyspozycji tylko trzy koronki no tak przerzutka pogięta więc zsiadam i zabieram się do prostowania. W tym momencie zatrzymuje się Michu i się pyta co zemną. Na kolegę zawsze można liczyć nie wspominając o tym, że pożyczył mi swój kultowy bidon, który dostał na maratonie w Polanicy w zeszłym roku, który potem zgubiłem. Wsiadam na kozę pedałuję sprawdzam biegi niestety coś z manetką i nadal wszystkie nie chodzą. Znowu zsiadam patrzę pancerz wyrwany z manetki zaczynam oglądać kozę w przedniej manetce to samo. Cholera w dodatku blokada amora stanęła gdzieś w połowie i tez nie działa jak należy. Moment zawahania cała moja kategoria znika już za zakrętem na końcu prostej startowej. Lipa jednak coś tam kombinuje wyginam jeszcze raz tylni hak przerzutki jakoś dam radę. Wiem, już, że na dobry wynik nie mam co liczyć i nie będę się musiał wykręcać tym, że byłem w górach i na start ruszyłem praktycznie z marszu. Gdy juz jadę czuję jak piecze mnie całe biodro ramię i przedramię. No tak pierwsze szlify od kilku lat. Dam radę. Wrzucam tępo 35 - 37 i samotnie staram się dojść jakąś grupkę. W Kunowie dochodzę ostatnich zawodników z M3 ale oni jadą raczej po to żeby przejechać ten dystans. Nic jestem skazany dalej na samotne kręcenie. W okolicach Wierzchlądu doganiam Micha i Sebastiana oni jednak tez wolą jechać swoim tempem. Ja wciąż kręcę swoje i wyprzedzam kolejnych zawodników. W Okunicy jestem już porządnie zmęczony taką samotną walką z wiatrem. Całe szczęście trafia się przede mną 2metrowy gość, który za wszelką cenę nie chce dać się wyprzedzić. Bardzo mnie to cieszy bo trochę wypoczywam na jego kole a gość całkiem nieźle ciągnie bo w okolicach 33km/h. W Ryszewku wchodzę na zmianę ale niestety gość nie jest w stanie utrzymać mojego koła i urywa go. W Turzach dogania mnie quad czyli czołówka z M2 siedzi mi na ogonie Jest ich dwóch Maciek (3 miejsce w M2) i jakiś koleś którego nie znam. Zbieram się i jadę za nimi. Parę razy wchodzę na zmianę ale tempo jest dla mnie zabójcze bo jedziemy ciągle 40km/h. Gdybym może od początku tak jechał to bym spokojnie mógł wchodzić na zmiany (takie było założenie) oczywiście nie muszę pisać, że na bufecie nie staje. Potem zaczynają się słynne płyty Yomb. Wtedy tez jak zaczyna mną telepać zaczyna mi przeszkadzać na wpół zablokowany amortyzator i ból ramienia i biodra trochę się łamie i zwalniam już do 26 - 28 km/h ale kręcę dalej. Przed największym podjazdem, na którym jest niezłe zamieszanie bo już jest pełno kobiet i dzieci i starszych uczestników którzy startowali przede mną musze zrzucić z blatu na środek potem na zjeździe okazuj się, że nie mogę z powodu uszkodzonej manetki z powrotem na blat wrzucić. Niestety to juz koniec ścigania. Nie daje rady trzymać jakiejś konkretnej prędkości i potem już do końca jadę w tempie około 25km/h. W tym roku niestety poniosły mnie emocje gdyby nie upadek i uszkodzenie sprzętu na pewno było by lepiej a tak wyszło jak wyszło mam nauczkę na następny rok. Do trzech razy sztuka. Za rok musi być lepiej.

Na trasie Vi maratonu w dookoła jeziora Miedwie © rtut




Na mecie moja minka chyba wszystko tłumaczy © rtut


Open 150
M3 48
czas 2:01:47.59

Może do trzech razy sztuka i uda się za rok.




  • DST 63.89km
  • Teren 60.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 11.80km/h
  • VMAX 68.26km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 170 ( 89%)
  • HRavg 132 ( 69%)
  • Sprzęt CORRATEC Super Bow
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kotlina Kłodzka ostatki

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 12.08.2011 | Komentarze 8

Polanica Zdrój - Zieleniec Orlickie Hory - Mostowice - Spalona - Młoty - Huta – Polanica Zdrój

Niestety ten dzień wcześniej czy później musiał nadejść. Wstałem z samego rana o godzinie 7 jak dla mnie to naprawdę rano i zacząłem szykować się na wielką wyprawę. Gdy smarowałem łańcuch niestety spostrzegłem, że w tylni kole jedna szprycha pękła. Na całe szczęście miałem jedną jeszcze z zeszłego roku w swojej magicznej skrzyneczce zapasową. Zabrałem się za wymianę całe szczęście długość była porządku. Centrowanie koła na oko i sprawdzenie pozostałych szprych. Trochę czasu zeszło ale ruszam. Ledwo co wyjechałem z kwatery a tu zaczyna padać taki dżdżysty deszczyk. Obiecałem sobie, że nic mi nie popsuje dzisiaj humoru więc dziarsko pedałuję pod niezła górę z Polanicy w kierunku Pokrzywna. Gdy docieram na szczyt deszczyk przestaje padać. Spotykam tam grupkę turystów, którzy Ida do Zieleńca ale zgubili swój zielony szlak. Pomagam im się odnaleźć bo mają jakąś bardzo słabą mapę i naprowadzam na właściwą drogę. Potem sam postanwaim dotrzeć do Zieleńca. Po drodze do zieleńca odwiedzam Torfowisko Pod Zieleńcem. Widoki są fajne i duża liczba tablic z różnymi gatunkami roślinek występującymi na tutejszym torfowisku wszystko robi nawet niezłe wrażenie na mnie. Niestety ale w takich botanicznych tematach to najlepiej wychodzi mi cotygodniowe koszenie trawy. Na torfowisku znajduje się, też wieża widokowa wdrapuje się na nią ale widok raczej mnie rozczarowywuje bo widać z niej tylko wierzchołki drzew i liczne skupisko „papierzaków” znajdujących się już na terenie rezerwatu. No cóż toi toja nie ma więc gdzieś trzeba było się załatwić – ŻENADA. Jadę dalej w kierunku zieleńca niebieskim szlakiem rowerowym. Momentami jest tak stromo, że nie daję rady podjechać bo na zbyt twardym przełożeniu tylnie koło się ślizga a na miększym przednie unosi do góry. No nic prowadzimy. W końcu docieram do Zieleńca od wczoraj nic tu się nie zmieniło. Wskakuje na niebieski szlak pieszy i pakuje pod górę na stronę Czeską. Gdy już docieram do Masarykovej Chaty okazuje się, że można tam wjechać od strony Czeskiej kolarką. Ja z kolei jestem trochę rozczarowany bo liczyłem na uroczego singla jak wczoraj na Orlicy a tu lipa wyasfaltowana droga. Nie ma co narzekać jedziemy. Drogą ta to w lecie szlak pieszo – rowerowy a w zimie trasa biegowa. Szlak ma kolor czerwony i wiedzie prawie przez wszystkie szczyty Gór Orlickich. I tak po kolei wdrapuje się na Velką Destnę, Vresenik, Orel, Sredni Verch, Tetrevec, i docieram do Peticesti. Po drodze mijam znowu masę bunkrów większych i mniejszych jakie już miałem okazje podziwiać dwa dni temu między Hronovem a Nachodem. Na swej drodze spotykam też żmiję która wygrzewa się na słońcu. Waż wygrzewa się na słońcu na środku drogi. Robię mu fotkę a potem przeganiam go tupaniem, żeby jakiś tatuś nie chciał dzieciom pokazać czarnego zaskrońca. Gdy docieram do Peticesti widzę wielkie burzowe chmury nadciągające z południa. Z racji tego, że całą moja trasa wiedzie po nie zalesionych górach o wysokości ponad 1000m.n.p.m uznaje, że bezpieczniej będzie zjechać do doliny i tam poczekać na rozwój wydarzeń. Zjazd jest ektra w jakieś niecałe 10 minut pokonuje ponad 500m przewyższenia i znajduję się w Mostowicach. Tutaj postanawiam kierować się już w kierunku Polanicy bo z moich obserwacji wynika że jak już zacznie padać to raczej nie przestanie. No nic szkoda mówię sobie w końcu to ostatni dzień mojego górskiego rowerowania ale staram się łapać z niego każdą chwilę. Gdy docieram w okolice Spalonej przeżywam prawdziwe oberwanie chmury błyskawice tną niebo nad moją głową jedna po drugiej. Górskie drogi momentalnie zamieniają się w rwące potoki docieram do miejscowości Młoty. Tam suszę się i ciuchy na przystanku PKS w gustownym seledynowym kolorze. Pochłaniam ostatnie porcje czekolady i batoników. Kiedy pogoda się stabilizuję po jakiś 45 minutach i już tylko deszczyk siąpi. Ruszam w kierunku Huty i Fortu Wilchelma. Potem z przez Łomnicką Równie. Chmury deszcz zimno. Z łomnickiej Równi tak jak pierwszego dnia zjeżdżam żółtym pieszym szlakiem. Gdy docieram do Poalnicy jest już zupełnie ciemno gdy oglądam rower widzę, że jedyną sucha częścią roweru są zaciski hamulcowe, które się mocno nagrzały na zjeździe. I tak się zakończył ponuro , pochmurno i deszczowo mój ostatni dzień rowerowania w górach.

Mam nadzieję, że za rok uda mi się pojechać na dłużej bo czuje staszny niedosyt noi wezmę ze sobą tez kolarkę bo jakoś dróg w rejonie ostatnio się bardzo poprawiła.


AVG CAD 70

Widok na Polanicę Zdrój z Pokrzywna © rtut




Zielony szlak przez Torfowisko Pod Zieleńcem © rtut




Ścieżka prowadząca przez Torfowisko Pod Zieleńcem © rtut




Torfowisko Pod Zieleńcem © rtut




Kościół w Zieleńcu tym razem widziany z drugiej strony © rtut




Moja koza i stary drogowskaz w drodze z Zieleńca do Masarykovej Chaty © rtut




v.Steinmann Weg © rtut




Na pierwszym planie Biesiec 892 m.n.p.m. w tle Góry Bystrzyckie © rtut




Masarykova Chata © rtut




Widok z Vielkiej Destny 1115 m.n.p.m na południe na kolejne szczyty Orlickich Gór © rtut




Żmija zygzakowata © rtut




Kolejny przystanek na trasie Peticesti 1004m.n.p.m © rtut




Kolejny bunkier © rtut




Nadciągająca z południa burza nad Mostowice © rtut




Mostowice i Orlickie Zachori na tle Gór Orlickich © rtut




W oczekiwaniu na koniec burzy Spalona Góra © rtut




Widok z Łomnickiej Równi na skąpaną w deszczu Kotlinę Kłodzką © rtut




  • DST 63.09km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 13.77km/h
  • VMAX 56.02km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 176
  • HRavg 136 ( 71%)
  • Sprzęt CORRATEC Super Bow
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Zieleńca

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 11.08.2011 | Komentarze 4

Polanica Zdrój - żółty rowerowy - czerwony rowerowy - zielony rowerowy – Królewska Droga - Lasówka - Autostrada Sudecka - Zieleniec - Orlica –po granicy państwa- w stronę Zieleńca niebieski rowerowy - Duszniki - Polana - Dolina -Szczytna - Zamek na Szczytniku - Piekielna Góra - żółtym do Polanicy
Po wczorajszej prawie setce miał być dzień luźniejszy więc zanim wyruszyłem było już dobrze po 13. Wyruszyłem znowu z Polanicy żółtym rowerowym, który na początku był bardzo zarośnięty a im dalej w las tym coraz więcej znajdowało się na nim pozostałości ścince drzewa. Nie chcąc ryzykować np. utraty przerzutki tylniej momentami prowadziłem kozę. Gdy dotarłem do leśniczówki Kamienna Góra zmieniłem kolor szlaku na czerwony rowerowy i wspinałem się nim dalej by po minięciu Zajęczej Ścieżki zmienić szlak na zielony rowerowy Zielonym Rowerowym jechałem wzdłuż Bystrzycy aż znowu dotarłem do czerwonego szlaku rowerowego i pojechałem dalej nim przez królewską drogę do Lasówki. Z Lasówki Autostradą Sudecką do Zieleńca oglądając Orlickie Góry w Zieleńcu gdy spojrzałem na mapę okazało się, że jest jeden dosyć łatwy szczyt do zdobycia Orlica więc nie wiele myśląc wdrapałem się na niego. Niestety widoki z niego zasłaniają drzewa. Więc znalazłem elegancką ścieżkę wiodącą po granicy Polsko – Czeskiej i nią jechałem dokąd się dało w kierunku Dusznik Zdroju. Potem zjechałem powrotem na Autostradę Sudecką ale jakoś perspektywa jechania krajową 8 nie podobała mi się. Ruszyłem więc z powrotem pod górę w kierunku Zieleńca niebieskim rowerowym a potem zjechałem nim przez Podgórze do Dusznik. W Dusznikach w dobrze znanej mi knajpie Pod Kasztanami zjadłem pizzę w końcu to dzień regeneracyjny. Potem pokręciłem się po Dusznikach i ruszyłem w kierunku Polanicy bo słońce było już bardzo nisko. Z Dusznik dotarłem do Szczytnej przez Doliną i Polanę. Będąc już w Szczytnej wpadłem aby wjechać na Szczytnik. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Na Szczytniku byłem już wielokrotnie bo jest tam świetny punkt widokowy, z którego nie raz robiłem zdjęcia pociągów. Czyli poświęcałem się mojej drugiej pasji. Dla zainteresowanych dodaje link KOLEJOWA FOTKA ZE SZCZYTNIKA Ze Szczytnika coś pomyliłem drogi i zjechałem na dół prawie do Szczytnej potem jednak postanowiłem ponownie wdrapać się na górę Piekielnik i Kamiennik Potem już zrobiło się naprawdę ciemno i przez deptak w Polanicy, który o tej wieczorowej porze był gęsto zaludniony dotarłem do swojej kwatery.


Porządeczek jaki po sobie zostawili drwale na żółtym szlaku Polanica Zdrój - Stóg © rtut




Zielony rowerowy na "Zielonej Drodze", która jest wysypana białym żwirkiem © rtut




Padalec Zwyczajny © rtut




Trasa rowerowo - narciarska prowadząca do schroniska Szarotka po lewej Bystrzyca © rtut




Widok na Lasówkę Autostradę Sudecką i Orlickie Góry © rtut





Kościół w Zieleńcu © rtut





Widok z pod Orlicy 1084 m.n.p.m. widok w na Kotline Kłodzką w kierunku Dusznik Zdroju © rtut





Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju © rtut






Widok na Szczytnik 589 m.n.p.m.i Zamek Leśna © rtut




Zamek Leśna na szczycie Szcytnika © rtut




Widok z punktu widokowego na Szczytniku na Góry Bystrzyckie © rtut




Skałki na Kamienniku 563 m.n.p.m. © rtut




  • DST 93.69km
  • Teren 75.00km
  • Czas 06:36
  • VAVG 14.20km/h
  • VMAX 60.02km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 178 ( 94%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Sprzęt CORRATEC Super Bow
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Stołowe

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · dodano: 07.08.2011 | Komentarze 8

Polanica Zdrój– Batorówek – Karłów – Pasterka – Mahov – Hronov – Nachod – Kudowa Zdrój – Jeleniów – Dreniów – Duszniki Zdrój – Szczytna – Polanica Zdrój


W Empiku zakupiłem mapę Gór Stołowych na której był zaznaczony cały ciąg bunkrów na wschód od miejscowości Hronov. Nie mogłem tego tak zostawić musiałem pojechać i sprawdzić. Niestety Rychlebskie Ścieżki i inne tego typu atrakcje muszą poczekać. Zresztą od tego dnia pobytu stwierdziłem, że każdy wypad będę „planował” n bieżąco tzn w trakcie jazdy biorąc pod uwagę moje samopoczucie i warunki pogodowe. Jak tylko się porządnie wyspałem i uszykowałem była 10 i wyruszyłem najpierw przez Polanicę przez główny deptak a potem koło stadionu w Polanicy Górnej łapię czerwony szlak rowerowy, który prowadzi mnie przez Praski Trakt do Batorówka. W tej małej miejscowości zmieniam szlak na ER-2 którym docieram do Karłowa pod Szczelincem Wielkim. W samym Karłowie jakaś masakra z tego co się zorientowałem to remontowana jest droga na Szczeliniec Wielki. Koparki masa ludzi wielkie parkingi nawet takie prowizoryczne porobione na pobliskich łąkach. Jednym słowem ruch jak na Marszałkowskiej. Kilka szybkich fotek i po obejrzeniu mapy postanawiam jechać tak jak w zeszłym roku zielonym szlakiem do Pasterki. Część tego szlaku prowadzi po korycie strumienia gdzie czyhają obślizgłe omszałe kamienie. Raz o mało nie zaliczam OTB ale ratuje mnie szybkie wypięcie i utrzymanie równowagi. Za kolejnym zakrętem napotykam spotykam dwie turystki, którym ciężko się idzie pod górę po tym strumieniu mimo kijów trekingowych. Uff jestem w pasterce cały i zdrowy z tej miejscowości dobrze widać schronisko na Szczelińcu Wielkim. Dalej postanawiam kontynuować jazdę najkrótszą drogą do Czech czyli zielonym pieszym szlakiem. Wiem co mnie czeka bo rok temu tez go pokonywałem. Zjazd z Ostrej Góry w dzisiejszych warunkach po ulewnych deszczach i dużej wilgotności nie będzie to bułka z masłem. Na samym szczycie zatrzymuje się by zrobić fotkę niestety nie oddaje ona stromizny zjazdu ale jakaś rodzinka patrzy na mnie z politowaniem jak wkładam aparat do plecaka i ruszam z piskiem hamulców w dół. Myślę sobie, nie wiedzą co tracą taki fajny techniczny zjazd gdzie nie liczy się prędkość a rozwaga i sposób pokonywania poszczególnych odcinków trasy. Najpierw znowu omszały bruczek całe szczęście można go pokonać raz z jednej raz z drugiej strony a potem kilka większych głazów. Znowu jestem na dole. Przypominam sobie jak rok temu z MIchem po tym zjeździe Michu polewał wodą z bidonu swoje klocki hamulcowe z których unosił się dziwny szary dymek i woń spalenizny. Na granicy kolejna fotka i zjazd asfaltem do miejscowości Machov. W Machovie zgubiłem gdzieś czerwony szlak pieszy, którym miałem zamiar kontynuować swoją podróż. Spojrzenie na mapie nic straconego będę łapał go w miejscowości Vysoka Srbska. Gdy odbijam z głównej drogi i kieruję się do wyżej wspomnianej miejscowości widzę uroczy znak „18%” uf będzie ciężko. No cóż ale jestem w górach najpierw zaczyna się spokojnie prawie płasko na asfalcie sporo zagrzewających napisów do podjazdu które nagle się kończą i zaczyna się ostra jazda po naprawdę stromym bruku. Przyznaje się musiałem zrobi sobie po jakiś 800m odpoczynek (w końcu jestem chłopakiem z nizin) na całym 1,2km podjeździe. Było ostro. Potem zgodnie z czerwonym szlakiem najpierw przez malownicze pola a potem lasy docieram do miejscowości Hronov, która jest położona w dolinie nad rzeką Metują. Szkoda, że nie mam gps bo coś mi się zdaje, że przewyższeń to już mam ładnych parę metrów za sobą. Hronov niestety mało ciekawe miasteczko zwłaszcza, że nie posiadałem odpowiedniej waluty więc postanawiam odszukać bunkry dla których tu jestem. Znowu wspinaczka czerwonym szlakiem i znowu podjazd 18%. Jakoś daje radę. Potem natrafiam na bunkry pomiędzy którymi jest wydeptana ścieżka. I zaczynam ich zwiedzanie przemieszczając się w kierunku Nachodu. Niektóre z nich są zachowane w całkiem niezłym stanie inne porozrywane eksplozjami od środka a jeszcze inne noszą na sobie ślady silnych ostrzałów artyleryjskich. We wszystkich przypadkach widać solidność konstrukcji. Niestety nigdzie nie znajduję informacji przez kogo zostały wybudowane i w jakim celu gdyż większość z nich swoją obronną stroną stoi w kierunku wschodnim. Podejrzewam, że wybudowano je w latach 30 XX wieku. No ale pozostaje niedosyt może znajdę jakieś info w sieci na ten temat to się podzielę. Robi się znowu niestety późno więc czas wracać na Polską stronę w Okolice Kudowy bo z niej trzeba jeszcze do Polanicy wrócić szkoda, że nie kursują już pociągi z Kudowy do Kłodzka bo na pewno wtedy bym przedłużył swój pobyt w Czechach. Zjeżdżając w miejscowości Pavlisol w kierunku Kudowy natrafiam na przygotowaną trasę Downhilową z licznymi rampami i muldami. Świetna zabawa oczywiście wybieram te łatwiejsze przeszkody a trudniejsze omijam z daleka. Obiecałem żonie, że wrócę cały i zdrowy. Gdy już jestem na dole miejscowości Vielkie Porici i jadę asfaltem okazuje się że mam w tylnim kole mało powietrza. Dopompowuje i jadę dalej jednak zbytnio to nie pomaga wiec czas zmieniać gumę. Gdy pierwszy raz zmieniam okazuje się, że znowu jest to samo . Za drugim razem dokładnie oglądam oponę ale nic w niej nie znajduję wiec postanawiam zużyć trzecią dętkę jak ją przebiję zostają mi tylko łatki. Jednak udaje się i już po chwili jestem w Kudowie. Tłok tutaj niesamowity. Rezygnuje więc z jedzenia czegoś na ciepło i z fotek i jadę dalej. Z Kudowy docieram do Dańczowa niebieskim rowerowym szlakiem. Tam napotykam ciekawą tablicę informującą o Lewińskim szlaku rowerowym. Z racji tego, że w Kudowie zaoszczędziłem czasu na jedzeniu postanawiam skorzystać z tej opcji i pojechać trochę na około. Na początku wspinaczka Darnkowskie Wzgórza Po drodze spotykam gościa o wyglądzie łudząco przypominającego Kwai Chang Caine z legend Kung Fu, który serdecznie mnie pozdrawia po angielsku. Pytam więc go co on tu robi i jak zabłądził w nasze skromne góry. On mi na to, że był w klasztorze. Z przekorą mówię OK. i ruszam dalej w drogę. Jednak im wyżej wjeżdżam widzę, że gość się ze mnie nie nabijał bo widzę zabudowania i mnóstwo kolorowych flag gdy dotarłem do domu wszystkiego się dowiedziałem ze strony http://www.khordong.pl/ . Za tym klasztorem szlak niespodziewanie zaczyna być coraz bardziej zarosnę ty ale nie poddaje się i jadę dalej wg wskazań mapy. Po długiej wspinaczce docieram do zielonego szlaku pieszego prowadzącego z Karłowa do Kulina Kłodzkiego. Jest on całkowicie zarośnięty. Jedyną bytnością jaką się człowiek zaznaczył na tym terenie w ostatnim czasie to ślady z przed kilku dni auta terenowego prowadzące z pobliskich Łężyc do ambony myśliwskiej. W głowie nucę sobie słowa piosenki z filmu „Stawiam na Tolka Banana” „…przygoda, przygoda każdej chwili szkoda…” i dziarsko pedałuje przez chaszcze na łacę. Delektując się widokami gór w promieniach zachodzącego słońca. Gdy docieram na szczyt Lech 739 m.n.p.m. dostrzegam w oddali polną drogę prowadzącą do Kulina Kłodzkiego. Z kulina szybki zjazd do Dusznik tam zatrzymuję się na chwilę pod muzeum papiernictwa na ostatni popas. Potem stara drogą przez Polanę i Dolinę docieram do Szczytnej w której jest już ciemno a ze Szczytnej już zjazd do Polanicy i na kwaterę. TO był udany dzień dystans prawie w całości pokonany w Tereni i to w górach przewyższeń na pewno było sporo bo ciągle góra dół szkoda, że ten urlop taki krótki skończył się wtorek na w piątek czeka mnie wyjazd.


Szczeliniec Wielki © rtut




Widok na Karłów i po prawej Narożnik 849 m.n.p.m © rtut




Widok na Szczeliniec Wielki z Pasterki © rtut




Ostry zjazd z Ostrej Góry © rtut




Przejście graniczne Pasterka - Machov © rtut





Po ostrym zjeździe zawsze musi być ostry podjazd droga z Machov do miejscowości Vyskoa Serbska © rtut




Wiok z Vysokiej Srbskiej w kierunku Pstrążnej koło Kudowy Zdroju © rtut




Widok na miasteczko Hronov jeszcze niecała godzinę temu byłem na górce po drugiej stronie miasta widocznej na horyzoncie © rtut




Pierwszy z napotkanych prze ze mnie bunkrów okolice © rtut



kolejny bunkier, który można zwiedzać ale nie dziś. Góra Signal 495 m.n.p.m. © rtut




I kolejne dwa bunkry na górze Signal 496 m.n.p.m © rtut




Uprawy maku © rtut




Wyciąganie szybowca w górę © rtut




Bunkier w miejscowości Pavlisov noszący ślady ciężkiego ostrzału © rtut




Widok na Górę Parkową (477 m.n.p.m) i położoną u jej stóp Kudowę Zdrój w tle Wzgórza Lewińskie © rtut




Jedyny w Polsce klasztor Buddyjski Khordong w Darnkowie © rtut




od lewej Narożnik widziany od strony południowej Kopa Śmierci Skały Puchacza i Urwisko Batorowskie © rtut




Widok na Góry Bystrzyckie ze szczytu Czech 702 m.n.p.m © rtut




Widok z Lecha 739 m.n.p.m. nad rowerem widać Szczytnik a ten jasny punkt to położony na jego Szczycie zamek Leśna © rtut




  • DST 33.63km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 13.02km/h
  • VMAX 54.38km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 175 ( 92%)
  • HRavg 145 ( 76%)
  • Sprzęt CORRATEC Super Bow
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kotlina Kłodzka początek

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · dodano: 07.08.2011 | Komentarze 3

Czerwony dla sercowców zielony rowerowy wolarz potem czerwony rowerowy huta fort Gerharda żółty do Polanicy pieszy.
To w końcu się udało i pojechałem na rowerowe wakacje do Kotliny Kłodzkiej. Baza wypadowa jak zwykle zlokalizowana w Polanicy Zdrój. Dotarłem do niej w Sobotę w nocy. Niedziele odsypiałem zresztą i tak lało prawie cały dzień, że za bardzo nie miałem ochoty wychodzić na rower. Poniedziałek też nie zapowiadał się kolorowo ale po południu przestało lać więc poszedłem na krótka przejechać krótką traskę.
Ruszyłem z Polanicy z Ścieżką dla „sercowców” i dotarłem przez Piekielną Dolinę na Uroczysko Huberta gdzie wskoczyłem na zielony szlak rowerowy i dotarłem nim po kilku kilometrowym podjeździe prawie pod sam szczyt Wolarza. Pamiętam jak rok temu z Michem męczyłem się okrutnie na tym podjeździe w tym roku dzięki szosowym treningom, które odbywam pod czujnym okiem Trenera (WOBER) nawet za bardzo się nie zmęczyłem tętno w normie. Pod Wolarzem zorientowałem się, że zapomniałem zabrać ze sobą bidonów. No ale nic to. Nie planowałem, żadnej wielkiej wyprawy tępo wycieczkowe także jakoś dam radę. Z Wolarza zjeżdżam zielonym szlakiem rowerowym, który prowadzi mnie do Ruin Fortu Blokhauz gdzie spotykają się szlaki rowerowe zielony, żółty i czerwony. Wybieram szlak czerwony bo na mapie intryguje mnie drogą, którą wiedzie nazwana „wieczność”. Droga ta to bardzo długi podjazd bez ani jednego zakrętu po bruku, który ma na oko 100 lat. Bruk ten jest o tyle nie fajny, że jest dość mocno omszały a po ostatnich ulewnych deszczach bardzo śliski. Żeby go pokonać trzeba dobrać odpowiednią prędkość. Zbyt wolna jazda powoduje, że koło zbyt ciężko się przetacza po sporych rozmiarach kamieni i się ślizga na boki, o upadek nie trudno. Z kolei zbyt szybka jazda sprawia, że nie jest zbyt komfortowo a ja jestem tu dla przyjemności w końcu. Po drodze robię kilka przystanków. Na pierwszym z nich z jakiejś polany widzę jak na dłoni Orlickie Góry Zielieniec i kilka mniejszych szczytów. Szkoda, że jest tak późno bo bym gdzieś pojechał. Potem docieram do osiemnastowiecznego kamienia granicznego. Niestety nic nie mogę z niego odczytać poza datą 1705 rok. Zaczynam odczuwać pewien niepokój bo robi się coraz późno a ja do tej pory nie spotkałem nikogo a mroczny wilgotny las z hulającym wiatrem nad głową staje się jakiś mało przyjazny. No ale w końcu o to chodziło. Jestem w końcu sam w swoich ulubionych górach może nie są one jakieś najwyższe może nie tutaj super przygotowanych tras rowerowych ale jeżdżę w nie od dziecka i może to sprawia, że zawsze wracam tu z taką ochotą a jak tylko wyjadę to nie mogę się doczekać powrotu w te rejony. Nagle z zadumy wytrąca mnie dziwię dzwonka. Krótka rozmowa z Panią od ubezpieczeń i jadę dalej. Po drodze spotykam jeszcze kapliczkę z 1814 roku a potem docieram do Strażnika Wieczności. Spodziewałem się jakiegoś głazu a nie takiej rzeźby. Kontynuuje jazdę czerwonym szlakiem aż do miejscowości Huta gdzie zmieniam szlak na pieszy żółty i postanawiam pomału wracać nim w kierunku Polanicy bo robi się już późno dochodzi 20. Po drodze przed Łomnicką równią spotykam dwóch rowerzystów na trekingach z kompletem sakw. Wymieniamy się pozdrowieniami. Po chwili dociera do mnie, że jednak chyba nie mam powodów do narzekań. Bo ja na swoich małych szerokich kołach lekkim rowerem się ślizgam po kamieniach a co dopiero muszą przeżywać chłopaki jadąc obładowanym trekingiem, którego koła co chwile wpadają w przerwy między kamieniami. Zapomniałem dodać, że żółty szlak wyglądał tak samo jak czerwony. Gdy docieram na Łomnicką Równię widzę że nad kotliną niebo się przeciera i wygląda zza chmur słońce. Widoki są przepiękne i tak długo czekałem na nie bo prawie rok. Warto było. Mimo iż mój urlop jest krótszy niż planowałem to i tak bardzo się cieszę. Zobaczymy co przyniesie następny dzień. Jeszcze tylko parę fotek i już po chwili mknę żółtym szlakiem do Polanicy. Jeszcze tylko do sklepu i już po ciemku docieram do mojej kwatery…

Pod Wolarzem (852 m.n.p.m.) © rtut




Widok z "Wieczności" na Piekielnice(805 m.n.p.m) w tle Zieleniec i Orlickie Hory © rtut




Kamień Graniczny z XVIII wieku z wyrytą datą 1705r na drodze "Wieczność"" © rtut




Kapliczka przy "Drodze Wielkiego Strachu" © rtut




Strażnik Wieczności © rtut




Widok na Kotlinę Kłodzką z Łomnickiej Równi © rtut




Łomnicka Równia widok na Stary Wielisław Kłodzko i Góry Bardzkie © rtut




Łomnicka Równia widok na Żelazno, Rychlebskie i Złote Góry © rtut




Droga Stanisława (Wreda) © rtut





AVG CAD 67